....................................
..........


.......



Bezrobocie

 

           Jeśli w Polsce chcielibyśmy wydać rocznik statystyczny dotyczący tendencji w gospodarce, a przy tym podzielilibyśmy go na dwie części -tendencje prawidłowe i niepokojące, to prawdopodobnie te pierwsze ograniczyłyby się do wcale nie gęsto zapisanej zakładki, którą będzie można przekładać w księdze rozmiarami przypominającą nie jedną “toporną” encyklopedię. Ku jaśniejszemu sprecyzowaniu, bynajmniej nie mam żadnych pretensji do wydawnictw, które takie czy inne encyklopedie produkują. To chyba oczywiste. Zresztą na drodze wyjątku skupmy się nie na pretensjach, ale na konkretnych informacjach. Pretensji zostało już w naszym kraju wypowiedzianych wiele. Narzekamy i narzekamy, co widać tak przysłuchując się rozmowom w kolejce po mleko, jak i przysłuchując się poważnym debatom w telewizji. My narzekamy na nasze budżety domowe, ci co nami rządzą narzekają na nasz budżet państwowy. My mówmy, że w portfelach mamy pusto, oni mówią, że w kasie państwowej też jest pusto. My mówimy, że nie mamy po czym jeździć, oni mogą powiedzieć to samo. My mówimy, że mamy dosyć pustek na rynku pracy, oni mówią...wiemy. I tu się wszystko kończy. Wszelkie spekulacje, polemiki i próby rozmów z rządzącymi. Prawda jest taka, że jak tam już ktoś jest to raczej myśli jak tam pozostać. Przykre i mimo tego, że nie jestem zwolennikiem odbierania władzy autorytetu, to muszę przyznać prawdziwe. Ale założeniem moim było nie narzekać i ze względu na naturalną skłonność do ciemnego ubarwiania prawdy, która jest mało pozytywna, chciałbym zastanowić się nie nad opinią o tym co już jest, ale nad tym aby ani miesiąca ze swojego życia nie zmarnować. Aby móc owocnie żyć tu i teraz. Nawet bez stałego zajęcia.

        Jakie są liczby? Te pozytywne małe, te negatywne duże. Najważniejsza to chyba bezrobocie. Wynosi ona, a raczej waha się ok. 20%. Czyli co piąty Polak teoretycznie nie ma pracy. Teoretycznie, bo szara strefa jest i ma się aż za dobrze. Nie chcę tego komentować, a raczej wolałbym odwołać się do naszego wewnętrznego poczucia sprawiedliwości. Tymczasem przedstawię jeszcze jedną liczbę. Mianowicie już ponad 50% obywateli nie pracuje, a drugie 50% musi te pierwsze utrzymać. Mowa o obywatelach, czyli o emerytach, rencistach i bezrobotnych w stosunku do ludzi czynnych zawodowo. Jest po połowie, choć szala nieznacznie przechyliła się na niekorzyść, czyli docisnęła tych pracujących. Dwie liczby, które charakteryzują wręcz doskonale obraz rynku pracy w Polsce. Wszystkie inne wskaźniki są wręcz proporcjonalne i można je wręcz przewidzieć patrząc na ukazany powyżej opis. I wbrew pozorom możliwe jest wyciągnięcie choć jednego pozytywnego wniosku: efektywność pracy w Polsce wzrasta. Nie jest to jakby się mogło wydawać coś małoznaczącego. Jest to niezwykle istotny czynnik zapowiadający, że rynek pracy mimo bezrobocia się rozwija.

         Ale co z tego, że się rozwija jak samej pracy nie przybywa? Czy to nas ratuje? Rozwój zawsze ratuje. Ale trzeba sobie powiedzieć jasno: rozwój ten nie dąży do zatrudniania jak największej liczby osób, ale dąży do przyniesienia jak największych zysków firmom. Powiedzmy jasno, choć być może każdy już o tym wie: czasy kiedy to od rządu zależało zatrudnienie już się skończyły i nie wrócą. Nigdy już nie powstanie państwowy “moloch”, w którym nie będzie się patrzyło na rentowność zakładu, ale że zatrudnia wiele osób. Jedyne co należy do rządu to sprawne zarządzanie prawem, które ułatwia przyjęcie pracownika na etat. I tu moc rządu się kończy. Każdy demagog usiłujący przekonać nas, że stworzy on miejsca pracy odpowiednią ustawą, przepisem, lub dotacjami z budżetu, albo nas kłamie, albo naprawdę pomylił drzwi. Miejsca pracy mogą stworzyć wyłącznie sami ludzie, wyłącznie sami obywatele. A ten demagog pomoże, jeśli ustawy i przepisy zlikwiduje i do najwyższego stopnia prawo uprości. Polacy nie są przecież gorsi od innych. My nie mamy tak dobrych warunków do walki z bezrobociem jak reszta Europy, czy świecące przykładem (przynajmniej w sprawach gospodarczych) Stany Zjednoczone. Przy tak niskich podatkach i kosztach życia jak w US (paliwo nawet trzykrotnie tańsze niż na starym kontynencie) ludzie są motywowani do pracy. Nierzadko na własny rozrachunek. Tam hasło “weź sprawy w swoje ręce” nikogo nie dziwi. U nas jeszcze budzi niedowierzanie.

           Jaki z tego wniosek? Motywacja. A przede wszystkim chęć -trzeba coś robić. Poddanie się jest najgorszym wyjściem. Wiem, że przekonać kogoś do walki o pracę, kogoś kto od dwóch lat jej szuka, jest praktycznie awykonalne, ale z brakiem pracy, oraz ze zrezygnowaniem za tym idącym wiążą się naprawdę niemiłe konsekwencje. Konsekwencje dla samego bezrobotnego, jego rodziny, przyjaciół, jego ciała, a w szczególności duszy. Człowiek jest stworzony do pracy. Taka jest jego natura. Kiedy coś w życiu zmienia swój bieg i pewna dziedzina życia staje się chwiejna, ma to wpływ na pozostałe aspekty naszego człowieczeństwa. Obraz świata ulega zmianie. Życie staje się egzystencją. Nie muszę chyba tłumaczyć, czemu jest to zjawisko negatywne. Tak samo jak wielkie ryzyko nałogu ciąży nad człowiekiem, który pierwszy raz czegoś złego spróbował, tak jeśli choć ten jeden raz się podda, za drugim razem będzie miał mniejszy problem i szybciej sobie ulży. Jesteśmy tylko ludźmi, a nie doskonałymi maszynami, dla których decydowanie sprowadza się do wykonania polecenia. Wszystko dla człowieka ma pewną wartość emocjonalną i obniżenie poprzeczki rozpoczyna drogę do kolejnych porażek. Lecz mamy tą przewagę nad maszyną, że możemy mieć nadzieję i to ona winna nadawać rytm naszej duszy, która zaczyna zbyt często oglądać się do tyłu. Nadzieja przecież umiera ostatnia. Chcąc zebrać wszystkie myśli przedstawione wcześniej, można wysnuć kilka charakterystycznych wniosków. Zacząć oczywiście należy od zastąpienia pretensji konkretnymi poglądami i faktami. Już tysiące razy powtórzono słowa, że jest źle. Czas dokładnie wskazać co jest nie tak i samodzielnie zastanowić się jak temu zapobiec. Po poważnych, konkretnych rozmyślaniach już nikt nie nabierze się na jakże popularne w dzisiejszej Polsce demagogiczne hasła. Jeśli obywatele będą myśleć nad konkretnymi zabiegami w gospodarce, to wybrany zostanie ten, który reprezentuje myślenie podobne, a nie sprawdza się jako najlepszy mówca. Możemy mieć tylko nadzieję, że wybory nie będą więcej podsumowaniem “kampanii reklamowej”.

          Sprawa druga to przyjęcie obecnej sytuacji jako czegoś, czego nie można uniknąć. Ciągle istnieją możliwości, które wystarczy odkryć. Są dzisiaj ludzie, którym się udało i swój sukces opierają na własnym i uczciwym pomyśle. Znaleźli oni, nierzadko po paru latach poszukiwań, niszę rynkową, którą z determinacją wypełnili. Na usta aż ciśnie się stwierdzenie, że choć ręce niczym się trudnić nie mogą, umysł nadzwyczaj wydajnie pracować może. To się sprawdza i z wiarą we własne możliwości przynosi efekt.

         Punkt trzeci. Warto walczyć o stałe zajęcie, nawet gdy można jakoś bez niego przeżyć. Mało tego, że można przyczynić się do rozkwitu gospodarczego, oraz zarobić na własne utrzymanie, ale przede wszystkim uchronić się w ten sposób przed degradacją człowieka i utratą szlachetności. W żadnej dziedzinie życia nie powinno się popadać w odrętwienie, bo prędzej czy później ma to swoje złe odbicie. Prawdziwa nadzieja połączona z wysiłkiem jest matką sukcesu.

        Pozostaje mi życzyć z całego serca, aby każdy wysiłek włożony w poszukiwanie lub tworzenie własnego stanowiska pracy, przyniósł oczekiwane owoce i aby każdy, kto nie sieje w swoim sercu zrezygnowania, zebrał jak najobfitszy plon.


Juliusz Walaszczyk



Autor: Dawid Kamizelich