....................................
..........


.......



Apostoł Ave Maria

 

           Świat wokół nas wydaje się oszalały i okrutny. Z prawa i z lewa zalewają nas wiadomości o przemocy, szaleńcach, niewinnym cierpieniu, desperacji ludzi pozbawionych, najczęściej bez własnej winy, perspektyw, mieszkania czy środków utrzymania. Tak krzykliwa "zła nowina" uderza w nasze serca, okala je ciemnością oraz wprowadza lęk i poczucie niemocy. Trzeba dużo siły, ażeby to wszystko przezwyciężać. Niech tą siłą dla nas będzie całkowite oddanie się Bogurodzicy Dziewicy. Przykładem niech pozostanie znany święty Mucjusz Maria, który nazwany był "Ave Maria". Kilka słów na temat świętego orędownika.

           W niedzielę po uroczystości Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, 10 grudnia 1989 roku, Jan Paweł II dokonał kanonizacji cichego zakonnika belgijskiego bł. Mucjusza Marii Wiaux ze zgromadzenia Braci Szkół Chrześcijańskich. Kim był ten orędownik? Był pokornym zakonnikiem, który przyszedł na świat w chrześcijańskiej rodzinie w wiosce Mellet w Belgii 20 marca 1841 roku. Pan Bóg powołał go do Zgromadzenia Szkól Chrześcijańskich, gdy miał ledwie szesnaście lat. Jego rodzice nie byli biedni, gdyż ojciec był cenionym kowalem, a matka prowadziła gospodę. Na chrzcie św. otrzymał imię Alojzy. Wzrastał w klimacie pobożności, wesołości, pracy i uczynnej dobroci. Rósł zdrowo i normalnie. Już w dzieciństwie wyróżniał się umiłowaniem modlitwy. Działo się to nie bez wpływu rodziców, którzy częściej niż ogół mieszkańców Mellet przystępowali do sakramentów, przyjmowali Komunię świętą. Dobroć i szlachetność matki utorowała mu drogę do ukochania Bogurodzicy Maryi. Rodzice czuli, że ich syn nie jest przeciętnym chłopcem. Jego los zdali na Opatrzność, a na razie kazali mu wziąć się do kowalstwa, Alojzy nie wiedział nic o Braciach Szkolnych. Usłyszał o tym zgromadzeniu od księdza proboszcza, który znał pragnienia serca swego parafianina. Rodzice nie oponowali W dniu obłóczyn, na znak zerwania ze światem i wejścia w nowe życie, miody zakonnik otrzymał nowe imię Mutien-Marie, czyli w polskim tłumaczeniu - Mucjusz. Wyróżniał się wiernością Regule życia zakonnego - a była to reguła ciężka. Wiedział, że zakonnicy tego zgromadzenia mają żyć duchem wiary, kochać miłością nadprzyrodzona każdego brata i każdego człowieka. Moc do wytrwałości brał z modlitwy różańcowej. Była to moc rycerza Chrystusowego i Jego Niepokalanej Matki. O bracie Mucjuszu świadczono, że modlił się nieustannie, że wciąż trwał w obecności Pana Boga. Przyjmował Chrystusa w Komunii świętej ze szczęściem na twarzy. Przeszedł do historii jako czciciel Matki Bożej. Krótko przed śmiercią powiedział do pomocniczego pielęgniarza. "Gdy jest się nad grobem, jakaż to pociecha, że się miało zawsze wielkie nabożeństwo do Najświętszej Mary! Panny". Miał zwyczaj co sobotę odmawiać litanie loretańska^ z ramionami rozkrzyżowanymi. Próbował to czynić jeszcze trzy dni przed śmiercią, mimo, że był już zupełnie bez sił. Ten zwyczaj praktykował przez sześćdziesiąt lat. Nazwano go apostołem "AVE MARIA".

             Brat   Mucjusz   był   człowiekiem   pracy, wychowawcą,  nauczycielem. Czynił wiele dobrego.   Uczył   gry   na   różnych instrumentach. Trzymał się zasady zawartej  w Regule: - Gdy coś jest, nakazane nie może być niemożliwe". Tak oddziaływał na  uczniów, że z ust do ust podawano jego imię albo, - "ten, co się wciąż modli", "brat z różańcem", "ten święty". Brat   Mucjusz  był   uosobieniem   dobroci,  zmartwionych podnosił na duchu, smutnych    pocieszał, budził w ich sercach nadzieje, przyrzekał  pomoc  modlitwą.   Życzliwie odwiedzał ubogich, chorych, starców, by nieść im otuchę. W listopadzie 1916 roku zdrowie brata zostało nadwerężone. Przyjął sakrament chorych, ale nie zrezygnował z codziennych    obowiązków.    Zmęczenie dawało o sobie znać. Jeszcze pięć dni przed śmiercią pozostał wierny świętej Regule i życiu   wspólnotowemu.   Wiedział,   że   to ostatnie   chwile   przed odejściem   do wieczności. Pocieszał się świadomością, że nie może go opuścić Matka w niebie, którą tak bardzo czcił i kochał. Brat dyrektor widząc zupełne osłabienie brata Mucjusza, zobowiązał go by aż do odwołania nie wychodził z izby chorych. Brat pielęgniarz rozpalał tam ogień w piecu, ale staruszek, w duchu ubóstwa prosił, by tego nie czynić: "To zbytek, to luksus". W mroźny poranek 29 stycznia przyniesiono mu Wiatyk. Przyszedł go odwiedzić brat dyrektor. Po wyjściu powtarzał: "to święty! Jakże on ufa Najświętszej Pannie! Taka śmierć to przyjemność". Zmarł o świcie 30 stycznia 1917 roku. Bracia przewidywali jego beatyfikację, toteż złożyli jego ciało w podwójnej trumnie. Pogrzeb miał miejsce w wigilie Matki Bożej Gromnicznej.

 

Stefania Krajewska



Autor: Dawid Kamizelich