....................................
..........
List z Syberii (2)
Pozwolę sobie jeszcze trochę pobiadolić. Mam nadzieję, że nie jest to reguła w Rosji, ale do-lychczas nie udało mi się przy remoncie zatrudnić dobrych miejscowych fachowców. Ot, choćby stolarze. Pierwszą ławkę, która zrobili do kaplicy, można rzec, wykonali na piątkę. Cztery pozostałe już miały jakieś defekty, a to nierówno docięte, a to się chwiały, a to podkład był innego koloru. Na zamówione okna do przyszłej kuchni czekałem tydzień dłużej (i to tak po trzech interwencjach). Kiedy przyszedłem do warsztatu trzeci raz - nie powiedziałem ani słowa. Obszedłem warsztat, popatrzyłem na przygotowane drzewo na okna, potem na zegarek. Stolarzy jakbym nie zauważył. Ci próbowali się tłumaczyć, przepraszać. Nie mówiąc ani słowa wyszedłem. Trzy godziny później okna były zamontowane na swoim miejscu. To co jest przykre, to to, ze często tym ludziom nie zależy na jakości. Robią dosłownie „cio popało". Z tego powodu przychodzi mi często wykazywać ich partactwo. I chociaż sam mam nikłe pojęcie o budownictwie, to staram się być kuratorem wszystkiego. Ostatnio pewien majster stawiający przegródki w toaletach próbował mnie przekonać, że w Rosji jest dopuszczone budowanie ścian z 30% odchyłem od pionu. Odpowiedziałem, że „to w Rosji, ale nie w moim domu". Teraz będę szukał nowych murarzy do budowania garażu. Planowane zakończenie remontu jesienią jest zupełnie nierealne. Ciągle czegoś brakuje, nie można kupić w sklepach. Stąd nawet gdyby się chciało zrobić coś porządnie, nie ma wyjścia. Remont przedłuży się znacznie. Staram się, aby to nie wpływało na prowadzenie duszpasterstwa. Bo przecież o wiele bardziej ważniejszy jest ten Kościół duchowy, który trzeba budować. A do tego cementu i piasku mi nie trzeba. Jednym z moich hobby jest fotografia. Grasuję czasem po mieście z fotoaparatem wyszukując interesujące motywy. Raz natknąłem się na stary budynek niedaleko centrum. Zrobiłem kilka zdjęć i ruszyłem przed siebie. Drogę zajechał mi „Ulaz" - furgonetka szpitalna. Z niego wyszła pulchniutka pani w białym kitlu. Robiąc groźną minę srogo spytała: - Dlaczego zrobiliście zdjęcie tego budynku? „Oho" - pomyślałem - „nie ujdzie mi to na sucho". Podszedłem więc do niej blisko i prawie na ucho wyszeptałem - Wiecie. Ja jestem „szpionem" (czyt. szpiegiem) NATO. Nasz satelita nie mógł zrobić dobrego zdjęcia tego domu, bo mu drzewa przeszkadzają. Dlatego mnie tu przystali. No i zrobiłem. Pani jakby zabrakło gwałtownie tlenu i chrapiąc zwróciła się do kierowcy: - Ty słyszałeś, to „szpion". Łapać takiego! Złapać się jednak nie dałem i zniknąłem w pobliskich ruderach. Tego samego dnia po zrobieniu zdjęcia ładnej witryny sklepowej z ciekawymi dekoracjami wyszedł mi na spotkanie „ochrannik". Kładąc rękę na kaburę pistoletu rzucił: „Jakim prawem zrobiłem fotografię sklepu". Długo nie myśląc wsadziłem dłoń w swoją kamizelkę „fotoreporterską" i dobitnie spytałem: - A ty wiesz kto ja jestem? Chłopak jakby mnie dopiero teraz zobaczył. Raz jeszcze spytałem zniżając głos: - A ty wiesz kto ja jesieni? Wyprostował się. dłoń spuścił z kabury. Zdziwiony obrotem sprawy i zmieszany powiedział: - Nie, nie wiem. Wsuwając dłoń do kamizelki w poszukiwaniu wizytówki raz jeszcze spytałem bardzo już niskim głosem: - A chcesz się dowiedzieć kto ja jestem? -Nie, „niechaczu" - odpowiedział i wrócił do sklepu. Tego dnia nie sięgałem już więcej po wizytówki. W czasie remontu często przychodzi mi odwiedzać sklepy z materiałami budowlanymi. Raz wybrałem się z Darkiem na kupno śrub do sklepu z dumną nazwą „Eurorcmont". Nawiasem mówiąc, tylko farba w tym sklepie była „europejska" i to wszystkiego jedno wiadro. Miły sprzedawca powitał nas uśmiechem i zapytał: - „Czego poszukujemy". - Śrub - odpowiedziałem. - Mamy śruby - odrzekł pokazując na witrynę, gdzie istotnie leżało ich kilka. No to poproszę pięćdziesiąt. Po przeliczeniu już z nieco mniej pewną miną powiedział: Ale jest ich siedemnaście. - No dobra, biorę wszystkie. Raz jeszcze licząc dodał: - Ale siedem jest długich, cztery mniejsze, a reszta to zupełnie krótkie. Tym razem Darek był zdziwiony i wybuchnął śmiechem. Ach Ci Polacy, zupełnie nie rozumieją Rosji.Tutaj dzwoniąc do kogoś nikt się nie przedstawia tylko od razu pyta: „do kogo się dodzwoniłem", albo -„jaki u was telefon". Na takie okazje mam kilka odpowiedzi: Ad 1. - do mnie; ad 2: This Catholic Church in Bijsk, I łisten - albo to samo po polsku; ad 3. Czarny Phanasonic.
ks. Andrzej Obuchowicz |