....................................
..........
Z wakacyjnego plecaka
Zakończyły się kolejne wakacje, których spora, część, jak co roku,
spędziłam z dziećmi. Wracając do domu przywożę rozmaite drobiazgi:
szyszki, ciekawe kamienie, muszle, drobne pamiątki, mapy, przewodniki,
itd. Wśród lego stosu rupieci, pod którymi uginają się półki w pokoju
odnajduję wspomnienia. Patrząc na maty obrazek Matki Bożej Miłosierdzia
wiszący na ścianie myślę nie o naszym parafialnym kościele, ale o małej
dziewczynce, Alonie, od której otrzymałam ten drogi mi prezent. Dla
niej jest to Matka Boża Ostrobramska - Alona mieszka w Wilnie. Od kilku
lat parę wakacyjnych tygodni spędzam z dziećmi - po części, by
podreperować swój skromny, studencki budżet, po części, by być przydatną
tym, którzy mnie potrzebuje. Z pewnością trudno mówić o odpoczynku, gdy
ma się pod swoimi skrzydłami gromadkę gagatków ruchliwych jak żywe
srebro, mających tysiąc pomysłów na minutę. Jednych zapamiętuje się
lepiej, innych - gorzej, z niektórymi przyszło mi się spotkać
kilkakrotnie. Najbardziej jednak zapadły mi w pamięć ubiegłoroczne
"Wakacje z Panem Bogiem", które miałam szczęście przeżyć z dziećmi i
młodzieżą z Wilna, Niby takie same dzieci jak nasze, a jednak różnica
jest wyczuwalna natychmiast. Nie chcę tutaj podtrzymywać niecichnących
głosów pełnych skarg na polskie latorośle, ale gdybym mogła wybierać
pomiędzy pracą z dziećmi z Polski iż Litwy, to wybrałabym te ostatnie.
Dlaczego? Otóż mali wilnianie są wdzięczniejszymi wychowankami i
uczniami niż nasze dzieci. Panuje wśród nich bardzo duża solidarność,
odpowiedzialność i opieka starszych dzieci nad młodszymi. Poza tym
szybciej "dociera" to, co się do nich mówi, nie trzeba powtarzać w
nieskończoność aż do znudzenia. Podobnego zdania byli moi koledzy i
koleżanki studiujący polonistykę, którzy odbywali dwutygodniową praktykę
w polskich szkołach Wilna. Tamtejsza atmosfera i niesamowicie ciepłe,
serdeczne przyjęcie spowodowały, że teraz rozważają możliwość
odpracowania rocznego stażu na Wileńszczyźnie. Grupa, z która ja się
zetknęłam, to dzieci pochodzące z rodzin polskich, rosyjskich i
litewskich, wyznające nic tylko katolicyzm, ale i prawosławie. Każde z
nich zna oczywiście język litewski, a uczęszczają do różnych szkół
(także szkół polskich), ii w domu rozmawiają "po swojemu". Łatwiej z mmi
pracować, łatwiej egzekwować to, czego się od nich wymaga, choć
oczywiście nie zawsze jest różowo i zdarzają się małe trudności. Są
jednak bardziej wyciszone, spokojne, me tak hałaśliwe jak nasze
pociechy. Niektóre dzieci pochodzą z tzw. rodzin patologicznych. Często
były bite, zaniedbane, niedokarmione. Cały ich bagaż przywieziony na
wakacje do Polski mieścił się w jednej reklamówce. W Wilnie gromadzi tę
grupę Stowarzyszenie Polaków na Litwie im. św, Zyty. Spotykają się, aby
wspólnie się modlić, śpiewać, uczestniczyć w Eucharystii. Najbardziej
potrzebujący otrzymują ciepłe posiłki. Do Polski przyjeżdżała regularnie
od kilku lat (byli również tego lata) na zaproszenie (i koszt) parafii
św. Elżbiety we Wrocławiu i ks. prób. Franciszka Głoda. Spędzają 2-3
tygodnie w Jelczu Laskowicach i Jugowicach w Górach Sowich. Zwiedzają
również Wrocław i przez kilka dni przebywają u rodzin wrocławskich. W
len sam sposób spędzają wakacje w Polsce mali goście z Nowogródka na
Białorusi. Kilku poznanych chłopców wywarło na mnie wrażenie podobne jak
dzieci z Wilna. Ich zachowanie było pełne szacunku do osób starszych, do
księdza. To, co w naszej religijności i pobożności jest już od dawna
ustalone i oczywiste, dla nich było świeże, nowe, zachwycające.
Okazywali ogromną ciekawość Bożych spraw, niekiedy było to jak prawdziwy
głód Pana Boga. Maja w sobie wiele radości, uśmiechu, pogody i prostoty.
Potrzebuj za to dużo miłości, ciepła, akceptacji, bliskości ludzi, z
którymi czują się bezpiecznie, którzy mogą okazać im trochę serca.
Bardzo chciały by je przytulić, pogłaskać po głowie, uściskać,
pocałować. Jednak to one duły nam, studentom Kolegium Katechetycznego,
dużo więcej niż my im. Czuliśmy się wyjątkowo obdarowani przez Pana Boga
przez to, że nasze wakacyjne praktyki przypadły na czas pobytu wilnian w
Polsce. W czasie tych praktyk mogliśmy także sprawdzić samych siebie i
to, czy rzeczywiście nadajemy się do roli katechetów, czy mamy do tego
(nie waham sit; użyć lego słowa) powołanie. Nie wystarczą przecież tylko
szkolne lekcje religii, do których przeprowadzenia zobowiązuje nas tok
nauki w Kolegium. Dzieci potrafią wspaniale podbudować dorosłych swoją
modlitwą, cudownym śpiewem, spontanicznymi odruchami serca. Wspaniale
są również listy, które przychodzą jeszcze długo po wakacyjnym
spotkaniu. Zamykam swój wakacyjny plecak i odkładam go do następnego
lata i kolejnego spotkania z dziećmi. W uszach brzmi leszcza melodia
śpiewanej razem piosenki:
|